Wspomnienie o nauczycielskiej rodzinie Szutów




Adolf Szuta urodził się przed stu laty, 20 kwietnia 1906 roku, w Bielsku-Białej. Uznać go można za prekursora polskiego szkolnictwa na Górnym Śląsku, gdzie został, jako absolwent Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego w Bielsku-Białej, skierowany, jak wielu innych, tuż po plebiscycie w ramach repolonizacji tego regionu. Wydany mu nakaz pracy w powiecie lublinieckim był decyzją Wydziału Oświecenia Publicznego, podlegającego wojewodzie śląskiemu i kuratorowi, Michałowi Grażyńskiemu.

Od września 1925 roku rozpoczął pracę nauczyciela tymczasowego w szkole powszechnej w Kokotku, a następnie w Kośmidrach i Olszynie. Jego pedagogiczne powołanie okazało się niezwykle przydatne, zwłaszcza w propagowaniu kultury polskiej. W trudnych warunkach nauczał oraz działał jako społecznik w Związku Harcerstwa Polskiego, udzielał się też w licznych inicjatywach kulturalnych, czym zyskał sobie zaufanie otoczenia. Nie tracił czasu: kontynuował równocześnie swoją naukę. Zdanym egzaminem ukończył Państwowe Wyższe Kursy Nauczycielskie w Katowicach i w 1932 roku uzyskał dyplom i status nauczyciela stałego. Pracował wówczas w szkole w Olszynie koło Herbów.

W 1934 roku w drodze konkursu został powołany na stanowisko kierownika publicznej szkoły powszechnej w gminie Cieszowa przez wojewodę śląskiego Grażyńskiego. W placówce tej nauczał przez trzydzieści sześć lat, z przerwą okupacyjną.
Adolf Szuta

Zmienił swój stan cywilny w 1934 roku, żeniąc się z Herminą Chotek z Bielska-Białej, także pedagogiem, absolwentką z 1930 roku tamtejszego Prywatnego Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego im. Świętej Hildegardy, prowadzonego przez siostry zakonne. Hermina chciała pomagać w nauczaniu na Górnym Śląsku, choć praca dydaktyczna i wychowawcza była tam utrudniona, ponieważ miejscowa ludność przez lata uległa poważnym wpływom niemieckim. Jednak jako młoda mężatka nie mogła pracować na etacie, gdyż od 1926 roku obowiązywała na Górnym Śląsku ustawa celibatowa, a to było równoznaczne ze zwolnieniem nauczycielek mężatek, czego Hermina nie przewidziała. Nie mogąc się z tym pogodzić, podjęła pracę jako wolontariuszka i zajęła się przyswajaniem polskiej kultury i wartości patriotycznych śląskim dzieciom. Z czasem praca z dziećmi i młodzieżą starszą wykonywana poza ich zajęciami szkolnymi zaczęła przynosić efekty. Władze oświatowe zadecydowały więc, żeby w drodze wyjątku otrzymała pół etatu, a od 1936 roku już cały. Można z przymrużeniem oka powiedzieć, że swoim bezinteresownym zaangażowaniem obaliła prawo zakazujące wykonywania pracy mężatkom, gdyż już w 1938 roku ustawa została zniesiona. Do 1939 roku nauczała wraz z mężem w publicznej szkole podstawowej w Cieszowej, gdzie dzięki ich pracy wzrósł poziom kształcenia i wychowania w duchu polskiej kultury.

Owocną i powoli stabilizującą się pracę pedagogów po pierwszej wojnie światowej nieoczekiwanie przerwał wybuch drugiej.
Adolf Szuta został zmobilizowany 26 sierpnia 1939 roku do obrony narodowej jako podoficer 74 Górnośląskiego Pułku Piechoty z Lublińca. Jednak już 19 września 1939 roku, po bitwie pod Tomaszowem Lubelskim, wzięto go do niewoli niemieckiej i umieszczono w stalagu Fallingbostel koło Hanoweru, gdzie przebywał przez całą, długą okupację. W obozie brał czynny udział w tajnym nauczaniu jeńców wojennych, w tym także analfabetów. Po wyzwoleniu przez aliantów 3 maja 1945 roku został przewieziony do Lille we Francji, gdzie w ambasadzie polskiej pracował jako pedagog w latach 1945–1946.



Natomiast Hermina Szuta, która po powołaniu męża została sama z dwojgiem małych dzieci, czteroletnią córką i dwuletnim synem, musiała opuścić służbowe mieszkanie w pośpiechu, pozostawiając cały dobytek, i wyjechać do rodziców do Lipnik, obecnie dzielnicy Bielska-Białej. Zostawiła tam swoje pociechy pod opieką bliskich, a sama dołączyła do „uciekinierów”, którzy udawali się na Wschód (jak dzisiaj wiemy, nie wiadomo po co). Po powrocie z tułaczki Hermina musiała się ukrywać ze względu na swój zawód. Dopiero w 1940 roku rozpoczęła pracę w fabryce zbrojeniowej. Obsługiwała maszynę w odlewni jako jedyna kobieta pośród męskiej załogi. Ciężka to była praca: na zmiany, po dziesięć godzin dziennie, z koniecznością przejścia pięciokilometrowego dystansu przed i po pracy. Ten bardzo trudny i wyczerpujący okres okupacyjny, z dwojgiem małych dzieci i prześladowaniami na każdym kroku, trwał do 1945 roku, kiedy to nadeszło wyzwolenie.

Po powrocie ostatnim transportem repatriacyjnym do Bielska-Białej, to jest w lipcu 1946 roku, Adolfa Szutę spotkało się wrogie przyjęcie ze strony ówczesnych władz. Nie otrzymał pracy w zawodzie nauczycielskim i został zmuszony do powrotu na Górny Śląsk, choć miał nadzieję, że pozostanie w rodzinnych stronach, gdyż cały czas o tym właśnie marzył.

Mieszkańcy Cieszowej za to przyjęli go wraz z żoną bardzo życzliwie, proponując im powrót na poprzednie stanowiska w publicznej szkole powszechnej. Wymagane i zorganizowane przez mieszkańców minireferendum zaakceptowały władze oświatowe. Skłonione dziwnym zbiegiem okoliczności do pozostania w Cieszowej małżeństwo polskich nauczycieli pogodziło się z wyznaczonym im przez los miejscem zamieszkania, już po raz drugi. Oboje też odczuli zachowanie mieszkańców jako bardzo szlachetny wyraz udzielenia im pomocy w potrzebie, a także jako wyraz przychylności dla ich pobytu i uznania dla ich pracy przed wojną. Górnośląska wieś wraz z jej mieszkańcami stała się dla nich wyjątkowym miejscem, które szanowali i w którym pozostali już do końca swoich dni, choć mieli początkowo inne plany.




Zaraz po przyjeździe ze wzmożoną siłą rozpoczęli działalność pedagogiczną i społecznikowską, jaką prowadzili przed wojną. Trzeba było na nowo zwalczać analfabetyzm.

Szkoła była prowadzona wzorowo i wyróżniana. Na ręce kierownika placówki składano podziękowania i wyrazy uznania za wybitne osiągnięcia w wychowywaniu młodzieży i wyniki w jej nauczaniu. Adolf Szuta został między innymi odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi oraz Złotą Odznaką Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Pełnił ponadto funkcję kierownika powiatowych ognisk metodycznych nauczania klas łączonych, udzielał wskazówek innym pedagogom, przeprowadzał egzaminy kwalifikacyjne na nauczycieli klas łączonych w szkołach powszechnych powiatu lublinieckiego. Brał czynny udział w reformie oświaty w województwie katowickim, za co otrzymał oficjalne „podziękowanie za pracę włożoną w przygotowanie odpowiednich warunków dydaktyczno-wychowawczych do reformy szkolnej” od Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach w 1962 roku.

Niedługo przed przejściem na emeryturę otrzymał również podziękowania z Ministerstwa Oświaty za wybitne osiągnięcia w wychowywaniu młodzieży i wyniki w jej nauczaniu oraz za długoletnią pracę społeczno-oświatową. W 1969 roku przeszedł na emeryturę, jednak pracował nadal do końca czerwca 1975 roku na niepełnym etacie w Koszęcinie i w Sadowie. Na wieczne wakacje udał się 4 lipca 1975 roku, po przepracowaniu półwiecza jako pedagog na Górnym Śląsku, gdzie pozostał na zawsze, przeżywszy sześćdziesiąt dziewięć lat.

Cztery lata po mężu na zasłużone wakacje, 12 lipca 1979 roku, w wieku sześćdziesięciu ośmiu lat odeszła żona Hermina Szuta, która także do końca swych dni pracowała w zawodzie, w sumie było to czterdzieści pięć lat.

Przy zabytkowym kościółku Świętej Trójcy w Koszęcinie, naprzeciwko zachodniego wejścia, w rzędzie pomników żołnierzy września 1939 roku, spoczywa nauczycielska rodzina publicznej szkoły powszechnej w Cieszowej.

Pozostawili po sobie jednak spadkobiercę swoich nauczycielskich pasji. Marian Stanisław Szuta urodził się już po wyzwoleniu, 6 maja 1952 roku (dwójka dzieci urodzonych przed wojną wybrała inną niż rodzice drogę zawodową). Można powiedzieć, że najmłodszy syn odziedziczył zdolności i predyspozycje do nauczania. W tym też kierunku się kształcił. W 1976 roku, już po śmierci ojca, obronił pracę na Wydziale Historii ukończył Uniwersytet Śląski w Katowicach i otrzymał dyplom magistra.

Marian Stanisław Szuta, osierocony przez rodziców, mieszkał samotnie w Katowicach i pracował w kilku szkołach na terenie tegoż miasta. Jednocześnie, tak jak jego rodzice, bezinteresownie zajmował się pracą społeczną. Wykorzystując swoje umiejętności i dar wykładowczy, przybliżał innym historię Polski i świata. Częste kontakty utrzymywał z Duszpasterstwem Akademickim Katowice. Brał udział w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, opracowując wykłady i spotykając się z uczestnikami programu. Współpracował z dyrektorem Caritas Archidiecezji Katowickiej księdzem prałatem Marianem Malcherem. Nawiązał też kontakt z redakcją tygodnika Katolickiej Agencji Informacyjnej archidiecezji katowickiej i jako historyk-dziennikarz pomagał w przygotowywaniu kolejnych numerów biuletynu.



Jako dobrze zapowiadający się dziennikarz został zatrudniony w Wydawnictwie Kurii Metropolitarnej w Katowicach, gdzie pracował w redakcji „Gościa Niedzielnego”. Wkładał jednocześnie sporo wysiłku w rozpoczęcie przewodu doktorskiego na temat Polonii amerykańskiej i Ślązaków w Teksasie. Kilku opracowań nie opublikowano. W związku z przygotowaniami do otwarcia przewodu doktorskiego udzielał się społecznie w Górnośląskim Oddziale Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Katowicach, którego prezesem był Stefan Lewandowski.

Jednak „człowieka wielkiego serca, niezwykle wrażliwego, bogobojnego, pedagoga, rzecznika i propagatora idei na rzecz Polonii i Polaków za granicą”, jak się o nim wypowiadał zarząd „Wspólnoty Polskiej”, zabrała na zawsze nagła śmierć w dniu 7 czerwca 1994 roku. Miał właśnie wyjechać do Londynu, gdzie otrzymał od Polonii propozycję pracy, jako że znał język angielski.

Niezwykła energia twórcza i duchowa, ofiarowywana wszystkim, z którymi się zetknął w swoim życiu, pozostanie na zawsze w pamięci. Szczególnie uwidaczniała się ona w działaniach na rzecz jednoczenia Polaków i wychowywania młodego pokolenia dziedziców polskości na obczyźnie.

Pamięć o rodzinie nauczycielskiej Szutów jest kultywowana od trzydziestu lat, bo tyle upłynęło czasu od śmierci Adolfa (od śmierci Herminy minęło dwadzieścia pięć lat, a od śmierci Mariana dwanaście). Z inicjatywy wdzięcznych mieszkańców Cieszowej co roku odprawiane są msze święte w zabytkowym kościółku, znajdującym się w sąsiedztwie szkoły, z okazji przypadających rocznic związanych z rodziną Szutów i ich pobytem w tej górnośląskiej wsi.

Można powiedzieć, że każde dobro zasiane w świecie, mimo upływu lat, mimo trudnych warunków, mimo przeciwności losu, zaowocuje.

Trudów pracy pedagogicznej podjęły się znów wnuki w powiecie lublinieckim.



Kazimiera Maria Pyka /KMP/
listopad 2005 r.

Kronika Katowic, tom III
wydana w 1999 r., str. 283-309

Encyklopedia ZNP woj. Śl.,2002 r.
część III, str.325-326
Encyklopedia ZNP, 2005 r.
woj. Śl. , część IV, str. 125-136 listopad, 2005
Reportaż Dz. Z. 14 X 2005 r.
Pt. „Miłość albo praca”
Grażyna Kuźnik