Wspomnienie o Elwirze Kamińskiej


Elwira Kamińska; zdjęcie z folderu zespołu „Śląsk” z 1959 r.



Elwira Kamińska – mistrzyni choreografii, współtwórczyni Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, która potrafiła przetwarzać artystycznie folklor, zachowując jego autentyczność.

Na tle rozśpiewanej gromady śląskiej, toczy się, kołuje, leci stukolorowy płomień, tęczowa wichura, która rwie, porywa, niesie, czaruje młodością i słońcem...

Takich słów użył w swojej recenzji Gustaw Morcinek oczarowany występem Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, który swoją działalność artystyczną rozpoczął w 1954 roku.

Kierownictwo artystyczne „Śląska” w latach 1953–1968 sprawował Stanisław Hadyna, zaś Elwira Kamińska, współzałożycielka zespołu, została jego choreografką, choć nie tylko, pełniła również rolę etnografki, scenografki, reżyserki, a także pedagoga. Za wzór miała jedynie istniejące już „Mazowsze”, rezydujące w Karolinie pod Warszawą.

Elwira Kamińska starała się pokazać swoim podopiecznym, że na estetykę występu składa się wiele elementów, w tym znajomość technik baletowych oraz konwencji sceny, w szczególności zaś umiejętność wydobywania indywidualnych cech tancerza oraz jego osobowość. Przekazywała zespołowi wiadomości o pochodzeniu i charakterze danego tańca, o jego wyrazie artystycznym. Wyjaśniała, na czym polega specyfika regionu, skąd pochodziły konkretne tańce. Przybliżała historię strojów ludowych, które wywierały ogromny wpływ na tworzenie, a później całościowy odbiór scenicznego widowiska opartego na folklorze, a dbałość o niego i propagowanie go było przecież podstawą utworzenia Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w Koszęcinie.

Miała własną artystyczną wizję zespołu – nie miał być on ani operą, ani operetką, ani grupą estradową, lecz trawestacją elementów ludowych, w której akcenty plastyczne, czyli kostiumy, muzyka i taniec, tworzyłyby spójną całość w ramach obowiązujących konwencji. Była mistrzynią i prekursorką, jedyną w Polsce, łączenia technik tanecznych – opracowała własną koncepcję tego charakterystycznego rysu w tańcu, który odróżniał jej balet od układów innych zespołów, a polegał na zakorzenieniu go w folklorze. Program ułożony przez Elwirę Kamińską okazał się rewelacją i wszedł na stałe do repertuaru „Śląska”. Można śmiało powiedzieć, że stał się własnością kultury ogólnej i wzorem dla wielu innych zespołów w kraju i za granicą. Twórczość choreografki „Śląska” oceniano z zachwytem również na łamach prasy amerykańskiej, na przykład w „The Detroit Free Press” pisano, że narodowy taniec wzniesiony został w jej układach na wyżyny, stał się najwyższej klasy widowiskiem.

Elwira Kamińska wywierała wrażenie nie tylko jako choreografka, ale także jako kobieta. Zawsze była gustownie ubrana, stosownie do okoliczności. Miała gęste blond włosy obcięte na krótko, które codziennie jednakowo i lekko układała. Latem i zimą chodziła z gołą głową. Oczy miała koloru niebieskozielonego, wyjątkowe, o łagodnym, przyjaznym spojrzeniu. Poruszała się elegancko, z gracją, spokojnie, ruchem tanecznym. Wydawało się, że płynie po kolejnych stopniach, kiedy schodziła ze schodów w koszęcińskim pałacu. Szła lekko niczym prawdziwa dama, bo jako taką ją widziałam, zresztą nie tylko ja. Wyróżniała się spośród innych kobiet. Bardzo dużo czytała, wypełniała książką każdą wolną chwilę. Paliła papierosy i była bardzo nowoczesna, nie tylko jak na czasy, w których żyła.

Zanim poznałam osobiście Elwirę Kamińską, podziwiałam ją w latach 1945–1946 na scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, gdzie jako dziesięcioletnia dziewczynka byłam zapraszana na spektakle wraz z moją mamą, nauczycielką, przez jej znajomą, Wiktorię Cichy, garderobianą, która wprowadzała nas na jaskółkę, bo tam zawsze były wolne miejsca. Pamiętam, że grano wówczas Balladynę Juliusza Słowackiego. Kamińska przygotowała choreografię do ról postaci fantastycznych. Sama też wystąpiła w tej sztuce, jako Goplana, nimfa. Tańczyła w zwiewnym, przezroczystym stroju motyla. Towarzyszyła jej czteroletnia córeczka Małgosia, grająca postać Skierka. Na tej Balladynie byłam kilkanaście razy. (Znałam na pamięć prawie wszystkie kwestie!) Spektakl chodziłam oglądać wyłącznie ze względu na tańczącą nimfę, której zwiewne ruchy do dziś mam w pamięci jako coś cudownego, czarownego.

Kiedyś zapytałam, kto tak pięknie się porusza, odpowiedziano mi, że to panna Bobi – tak ją pieszczotliwie nazywano przed wojną – z prywatnego ogniska baletowego w Bielsku-Białej, które Kamińska prowadziła w swoim mieszkaniu przy ulicy Sułkowskiego 4, blisko Teatru Polskiego.

Bardzo mnie interesował taniec i nawet marzyłam, aby dostać się do tej szkoły, ale we wrześniu 1946 roku przeprowadziliśmy się na Górny Śląsk, gdzie przed wojną moi rodzice pracowali w nauczycielstwie w okolicach Koszęcina.
Nigdy bym wówczas nie pomyślała, że kiedyś spotkam jeszcze pannę Bobi i będę z nią współpracować przez wiele, wiele lat, a jednocześnie że zostanę jej powiernicą w sprawach finansowych, służbowych i prywatnych. Pracę w dziale finansowo-księgowym Zespołu „Śląsk” rozpoczęłam 5 kwietnia 1957 roku. O balecie nie mogło być już mowy, było na to za późno. Moi rodzice nie pozwolili mi też startować do nowo powstającej instytucji artystycznej. Podobnie jak niegdyś rodzice Elwiry Kamińskiej nie chcieli słyszeć o balecie.



Stanisław Hadyna i Elwira Kamińska w otoczeniu członków zespołu Śląsk; zdjęcie z folderu zespołu „Śląsk” z 1959 r.


Kiedy rozpoczynałam pracę w Zespole „Śląsk”, jako instytucji artystycznej o charakterze przedsiębiorstwa, zaległości w prowadzeniu dokumentacji były spore. Przydzielono mi wiele trudnych zajęć, między innymi zaprowadzenie księgi ewidencyjnej rzeczy o specjalnej wartości artystycznej, do których należały stroje sceniczne. Nadzór powierzono Elwirze Kamińskiej, a raczej sama się go podjęła. Zleciła mi uporządkowanie rozliczeń zakupionych kostiumów i materiałów.

Stroje były projektowane przez nią samą, doglądała także procesu ich powstawania. Przedstawiały ogromną wartość artystyczną i finansową. Kostiumy reprezentowały różne regiony. Każdy z nich składał się z ponumerowanych kilkunastu części, a każda z tych części miała określoną nazwę. Wielu słów z dziedziny nazewnictwa stroju nie znałam w ogóle, nie znał ich nawet magazynier, który ze mną współpracował, Jan Czaja, długoletni kierownik kostiumerni. Każdy strój w komplecie odkładało się do szafki konkretnego artysty. Nawet z takimi drobnymi sprawami mieliśmy kłopot i tylko Kamińska mogła nam w tym pomóc. Znała każdy detal danego kostiumu. Zadziwiało nas to. Nigdy nie zniecierpliwiła się naszymi pytaniami, wręcz przeciwnie była zadowolona, że wszystko zostanie właściwie poukładane. W pracy była perfekcjonistką. Większość dnia spędzała na sali baletowej oraz w pracowni krawieckiej, doglądając szycia i przygotowywania strojów do programu koncertowego. A było tego sporo.

Biuro, gdzie pracowałam, łączyło się z pokojem mieszkalnym Kamińskiej. Był to niegdyś jeden z prywatnych apartamentów zamkowych księcia Hohenlohego, do którego do 1945 roku należał pałac w Koszęcinie. Kamińska salon ten urządziła w stylu biedermeieru. Po jednej stronie znajdowała się serwantka oraz kanapa przed dużym lustrem, a pomiędzy wysokimi oknami foteliki i okrągły stolik, a po drugiej, naprzeciwko okien, stał obszerny tapczan, pianino i biurko. W pokoju tym tworzyła układy taneczne, robiła przymiarki strojów scenicznych, tu także w kameralnej, nieoficjalnej atmosferze omawiała różne sprawy związane z reżyserią programu koncertowego. Salon był zawsze, do późnych godzin wieczornych, pełen doradców i przyjaciół z zespołu uczestniczących w twórczej pracy Elwiry Kamińskiej.

Sama również często pracowałam do późnych godzin wieczornych, nieraz nawet nocowałam w zamku. Pewnego razu Kamińska wracała z sali baletowej, kiedy ja jeszcze siedziałam w biurze, sąsiadującym z jej salonem, otworzyła drzwi i powiedziała do mnie troskliwie:
– Przerwij, dziecko, na chwilę tę pracę i chodź do mnie, napijemy się gorącej herbaty, zaraz stawiam czajnik na kuchenkę.
Pomyślałam sobie wtedy, że dobre serce ma ta choreografka, skoro chce ze mną porozmawiać i to jeszcze przy herbacie.


W taki sposób właśnie, podczas tych wspólnie spędzonych chwil, udało nam się nawiązać bliższy kontakt. Szczególnie miło gawędziło nam się o Bielsku-Białej, gdzie ona niegdyś mieszkała i pracowała oraz gdzie ja przebywałam i wychowywałam się w czasie okupacji niemieckiej i tuż po niej.

Elwira Kamińska wspominała Prywatne Seminarium Nauczycielskie Żeńskie im. Świętej Hildegardy, do którego uczęszczała i które ukończyła zdaną maturą w 1934 roku. Szkołę prowadziły siostry zakonne ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości.

W tym samym czasie do tej placówki uczęszczała również moja ciocia ze strony mamy Marta Chotek, która, podobnie jak Kamińska, bardzo interesowała się sztuką i miała możliwość podjęcia nauki w tym kierunku. Już wówczas bowiem w średnich szkołach były prowadzone zajęcia programowe o profilu artystycznym. Nauczano na nich muzyki, rytmiki, rękodzielnictwa artystycznego oraz śpiewu. Zajęcia te zapoczątkowały aktywne udzielanie się młodych talentów w organizowanych z różnych okazji uroczystościach szkolnych, choć nie tylko, młodzież dzięki nim zaczęła występować także podczas imprez odbywających się w harcerstwie i klubach katolickich w Bielsku-Białej. Tym samym, dzięki młodym i utalentowanym ludziom, dość prężnie rozwijała się działalność kulturalna w okresie międzywojennym.

Elwira Waleria Czech urodziła się 9 grudnia 1914 roku w Warszawie jako córka Władysława Czecha z Bielska-Białej i Gizeli Turry z Węgier. Ojciec, muzyk skrzypek, koncertował po całym kraju, a także poza jego granicami. W czasie pierwszej wojny światowej przebywał wraz z rodziną w Budapeszcie. Po wojnie na kolejnych osiem lat osiadł w rodzinnych stronach żony.

Po powrocie wraz z rodzicami do swoich dziadków w Bielska-Białej Elwira Czech uczęszczała do szkoły powszechnej i równocześnie na lekcje muzyki i śpiewu do przyjaciela jej ojca i pedagoga Władysława Koterbskiego (ojca Marii Koterbskiej). Prowadził on jako dyrygent bardzo ambitny zespół śpiewaczy, który przyjął nazwę Polskiego Towarzystwa Śpiewackiego.

Trzeba zaznaczyć, że był to okres międzywojenny: Teatr Miejski służył głównie Niemcom, którzy stanowili większość mieszkańców Bielska-Białej, a założone dopiero co Towarzystwo Teatru Polskiego miało wyznaczonych tylko kilka dni w tygodniu, kiedy mogło wystawiać polskie przedstawienia. Do towarzystwa tego należały sekcja dramatyczna oraz wspomniany zespół śpiewaczy. Nie zniechęcało to jednak nikogo do prowadzenia działalności kulturalnej, rozwijającej się prężnie w latach 1930–1939 w Bielsku-Białej. Wystawiano rozmaite przedstawienia, przykładowo Elwira Czech wzięła udział jako solistka w spektaklu o charakterze patriotycznym zatytułowanym Legiony to…, który znalazł się na afiszu Teatru Miejskiego w marcu w 1936 roku. Kompozytorem tej śpiewogry był Władysław Koterbski. Chór występował w strojach krakowskich, jego członkiem był także ojciec Elwiry, Władysław Czech, przyjaciel mieszkającego na stałe w Zakopanem pisarza Kornela Makuszyńskiego, którego z okazji organizowanych tam koncertów często odwiedzał, niekiedy wraz ze swoją córką.

Premiera Halki Stanisława Moniuszki w wykonaniu Towarzystwa Teatru Polskiego w Bielsku-Białej odbyła się 11 listopada 1936 roku. W spektaklu tym wzięła udział Elwira Czech, występując na scenie w układach tanecznych razem z wieloma innymi członkami sekcji dramatycznej.

Młoda Elwira jako dobrze zapowiadająca się artystka sceniczna uczestniczyła w sekcji dramatycznej i w lekcjach tańca w Teatrze Miejskim. Atmosfera muzyki i śpiewu panująca w otaczającym ją środowisku oraz dalsza edukacja z zakresu wychowania muzycznego, którą rozpoczęła w Krakowie po maturze po to, aby spełnić życzenia rodziców, wpłynęły na ukształtowanie się jej osobowości.

Nie mogła się jednak pogodzić z wydanym jej przez rodziców zakazem kontynuowania nauki tańca. Ciągle o nim marzyła, a że nie była, jak się okazało, grzeczną dziewczynką, postawiła na swoim. Zbuntowała się i zrezygnowała z dobrze zapowiadającej się kariery śpiewaczej właśnie na rzecz tańca, który był – jak mi kiedyś powiedziała – jej wewnętrznym darem i przeznaczeniem. Rozpoczęła, korzystając z wiedzy z zakresu rytmiki i tańca zdobytej w szkole średniej, od udzielania prywatnych lekcji panienkom z dobrego domu. A równocześnie przygotowywała się do podjęcia nauki w trzyletnim studium artystycznym w Krakowie, które ukończyła w 1937 roku. Studia choreograficzne kontynuowała w Budapeszcie.

Została absolwentką tamtejszej rodzinnej szkoły choreograficznej Peregrin Turry. Patrząc z perspektywy czasu na jej osiągnięcia w dziedzinie tańca i choreografii, które są imponujące, rzeczywiście należy jej pogratulować uporu i podziwiać ją za jej odwagę.

Elwira Czech wyszła za mąż 19 kwietnia 1938 roku za Władysława Kamińskiego, bielszczanina pracującego w spółdzielczości na stanowisku prezesa, który później został mianowany dyrektorem filharmonii w Katowicach, stanowisko to piastował przez wiele lat.

Skoro tylko Kamińska uzyskała odpowiednie kwalifikacje potwierdzone koncesją Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia, wynajęła pomieszczenia od Katolickiego Stowarzyszenia Rękodzielników Polskich przy ulicy Nad Niwką (obecnie ks. Stojałowskiego) i założyła tam tuż przed wojną własną szkołę rytmiki i tańca – studium tańca artystycznego.

Jednak w czasie okupacji Kamińska musiała przestać pracować zawodowo. Pojechała za mężem, który został zmuszony do ciężkiej pracy fizycznej w kamieniołomach w Wojkowicach Komornych koło Będzina. Podczas wojny też, a dokładnie 1 stycznia 1942 roku, urodziła jedyną i ukochaną córkę Małgorzatę.

Zaraz po zakończeniu wojny, 1945 lub 1946 roku, wznowiła działalność swojej szkoły tańca, równocześnie pracowała też w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, gdzie pokazała swój talent w dziedzinie reżyserii i choreografii. W 1946 roku jej studium zostało upaństwowione. Zmieniono też jego nazwę, najpierw na na szkołę choreograficzną, a potem na ognisko choreograficzne, gdzie została zatrudniona na stanowisku dyrektora. Placówka podlegała Ministerstwu Kultury i Sztuki.

Po likwidacji ognisk choreograficznych w 1948 roku z powodów finansowych Kamińska zaczęła pracować w świetlicach publicznych, a także w Miejskim Domu Kultury w Bielsku-Białej, później zaś w Wojewódzkim Domu Kultury w Katowicach, gdzie tworzyła i opiekowała się grupami tanecznymi, które wygrywały liczne nagrody i plasowały się w krajowej czołówce najlepszych w swojej dziedzinie. Ze swoim zespołem Czarne Diabły, złożonym z uczniów jej szkoły, zdobyła wiele osiągnięć na festiwalach międzynarodowych w Budapeszcie, Bukareszcie i Berlinie. Za działalność i sukcesy w ruchu artystycznym Kamińska otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta”.

W dziedzinie choreografii i układów tanecznych wykorzystujących polski folklor stała się znana w kraju. Otrzymała propozycję pracy w istniejącym już wówczas Zespole Pieśni i Tańca „Mazowsze”, z której skorzystała. Należąc do zespołu, zajmowała się tworzeniem licznych układów tanecznych opartych na motywach narodowych i folklorystycznych. W tym czasie wśród śląskich władz wojewódzkich zakiełkowała myśl o stworzeniu podobnej do „Mazowsza” formacji. Pomysł ten doczekał się urzeczywistnienia w 1952 roku. Kamińską, jako znaną choreografkę, powołano w skład komisji kwalifikacyjnej do oceny kandydatów do Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”.

Z chwilą rozpoczęcia działalności „Śląska”, czyli 1 lipca 1953 roku, Elwira Kamińska została zatrudniona na stanowisku choreografa bez wyznaczonego zakresu obowiązków. Oprócz spraw związanych bezpośrednio z tańcem dbała także o planowanie wydatków i pozyskiwanie środków finansowych na zakupy rzeczy niezbędnych do występów na scenie. Czasami musiała walczyć z dyrekcją, aby w pierwszej kolejności brano pod uwagę właśnie te potrzeby zespołu, gdyż w rzeczywistości to one były najważniejsze. To w szczególności dzięki jej staraniom, zaangażowaniu i bezinteresownej ofiarności w rozlicznych recenzjach prasowych, choćby tych, które ukazały się po koncertach w USA w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, pojawiały słowa uznania wyrażające oczarowanie ogólnym efektem występów. W „The Detroit Free Press” pisano na przykład, że takiej olśniewającej zawiei kolorów i tańca nie widziano tam od czasów Mojsiewa Aleksandrowa, a koncert Zespołu „Śląsk” to wspaniałe widowisko. Podobnych entuzjastycznych recenzji było mnóstwo. W dużej mierze to zasługa talentu, pracy pedagogicznej i dbałości Kamińskiej.

Pierwszymi tancerzami stanowiącymi trzon „Śląska” byli członkowie amatorskiego zespołu domu kultury w Bielsku-Białej Czarne Diabły, tworzonego przez wychowanków studium tańca Kamińskiej z lat 1948–1952. Grupa ta pomagała swojej choreografce zbierać na Śląsku Cieszyńskim materiały etnograficzne dotyczące tańca oraz przyśpiewek, tym samym kładąc podwaliny pod przyszły program Zespołu „Śląsk”. Składała się ona z dwadzieściorga osób, wśród nich znalazły się Janina Marcinek, etnochoreolożka, znawczyni tańca ludowego, zwłaszcza śląskiego, Barbara Folwarczna, choreografka-konsultantka do spraw polskiej kultury i dziedzictwa narodowego na Kresach Wschodnich, a także Barbara Brandt, długoletnia asystentka Kamińskiej w „Śląsku”, pierwsza primabalerina.

Kamińska stworzyła w nowo powstałym zespole rodzinną atmosferę. Była bardzo opiekuńcza, wspierała każdego, kto tego potrzebował, także finansowo – czasami niemal połowę swojej pensji przeznaczała na pomoc innym, a także na prezenty, którymi obdarowywała nas wszystkich, ot z wdzięczności za drobne przysługi. Interesowała się zespołową młodzieżą i ich życiem również poza pracą, rozwiązywała zaistniałe konflikty, także te w kwestiach osobistych. Wszystkim służyła rozsądną radą. Czuła się za tę swoją młodzież odpowiedzialna, bo byli to ludzie jeszcze bez doświadczenia życiowego, którzy mieszkali z dala od swoich rodzinnych domów. Była im więc niczym przybrana matka. Stworzyła ciepłą i przyjazną atmosferę, w której i ja czułam się dobrze. Byłam szanowana i ceniona, nie tylko za moją mozolną pracę.
– To były najpiękniejsze lata! – mawiała Kamińska.

A miała na myśli okres od czasu powstania zespołu do odejścia Hadyny, czyli do 1968 roku. Później, jak twierdziła, porwały się więzi rodzinne w „Śląsku”, przyszli nowi ludzie, do zespołu wkroczyła polityka. Wtedy, według niej, wszystko się zmieniło.

Przewidywała, że wkrótce, a były to już lata siedemdziesiąte ubiegłego stulecia, wiek pierwszego składu zespołu zacznie być podważany. Większość członków „Śląska” miała już ponad trzydzieści lat, a statut przewidywał krzewienie kultury polskiej w kraju i za granicą przez zespół młodzieżowy. Wiedziała, że z tego powodu wielu członkom „Śląska” może grozić wypowiedzenie z pracy. Postanowiła jakoś im pomóc. Najpierw, aby nie zostali oni na lodzie, wystarała się o przydziały mieszkań we Froncie Jedności Narodu w Katowicach oraz u wojewody Jerzego Ziętka. Podjęła się ponadto rozmów z władzami o bardzo ważnej sprawie, mianowicie o wcześniejszym przechodzeniu na emeryturę artystów scenicznych. To Kamińska wpłynęła na zarząd Związku Zawodowych Pracowników Kultury i Sztuki przy Zespole „Śląsk”, aby się tą sprawą zainteresował i zaczął upominać się o takie prawo u najwyższych władz Polski. Byłam wówczas już zastępczynią głównego księgowego i sekretarzem związków zawodowych. Zarząd ich na czele z przewodniczącym Aleksandrem Szromem, tancerzem z Bielska-Białej, za radą Kamińskiej organizował zebrania na temat zasadności wcześniejszych emerytur dla członków „Śląska” po to, aby praca w zespole mogła zostać uznana za pracę w szczególnych warunkach. Artystów obowiązywałby wówczas piętnastoletni staż pracy, podobnie jak w górnictwie. Poprzez Centralną Radę Związków Zawodowych do Ministerstwa Kultury i Sztuki wpłynęło pismo o przyznanie wcześniejszych emerytur członkom zespołów artystycznych.

Następnie ministerstwo przygotowało i przekazało wniosek do sejmu – został on rozpatrzony i przyjęty w 1973 roku. Aby jednak otrzymać świadczenie emerytalne, pracownicy artystyczni zespołów musieli zdobyć odpowiednie uprawnienia i kwalifikacje do wykonywania zawodu, wydawane i weryfikowane przez Ministerstwo Kultury i Sztuki oraz Związek Artystów Scen Polskich.

Kamińska ustaliła wiek uzyskania świadczeń emerytalnych w „Śląsku” – dla tancerki i tancerza odpowiednio było to czterdzieści i czterdzieści pięć lat, dla chórzystki i chórzysty odpowiednio czterdzieści pięć i pięćdziesiąt lat. Najważniejsze było by piętnastoletni staż pracy w szczególnych warunkach, co było wymogiem ustawy, łączył się dodatkowo z pięcioletnią pracą w innej dziedzinie, poza sceną.

To wielka zasługa Kamińskiej, że nie zostawiła swoich podopiecznych bez szans na przyszłość i że walczyła, by po zakończeniu pracy w „Śląsku” nikt nie pozostał bez zabezpieczenia finansowego. Można powiedzieć, że ona jedyna rozumiała, jak ogromnym poświęceniem jest praca w zespole.

Za swoją ofiarność dla „Śląska” sama niewiele dostała. Mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu przy ulicy Grunwaldzkiej 4/1 w Katowicach, gdzie wprowadziła się w 1963 roku wraz ze swoją rodziną. Do Koszęcina dojeżdżała codziennie. Nie miała czasu dla siebie ani by udzielać się w jakichś dodatkowo płatnych zajęciach, choć w Zespole „Śląsk” wynagrodzenia za pracę nie były zbyt wysokie.

Jak już wspominałam według Kamińskiej po odejściu Hadyny wszystko się zmieniło, a polityka wkroczyła do „Śląska”. Istotnie, przy zespole prężnie działały Podstawowa Organizacja Partyjna Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Związek Młodzieży Socjalistycznej oraz Związek Zawodowy Pracowników Kultury, przekształcony w 1981 roku w Niezależny Samorządowy Związek Zawodowy „Solidarność”. Organizacje te chciały mieć wpływ na wszystko, co dotyczyło „Śląska”. Wymagały pisemnych uzgodnień, wyjaśnień i potwierdzeń od dyrektora, także w sprawach artystycznych, programowych. Zaś nowy dyrektor, który swą funkcję pełnił od 1968 roku, nie był artystą i choć był przychylny Elwirze Kamińskiej, nie mógł jednak czasami zrozumieć potrzeb artystów. Rozpoczęły się uciążliwe zebrania, tłumaczenia choreografki ze swoich przedsięwzięć artystycznych i decyzji wobec podwładnych, protokoły, łapanie za słowa. Pojawiły się wzajemne oskarżenia, pretensje, knowania, słowem wytworzyła się wyjątkowo nieprzyjemna atmosfera. Nastąpiły pewne zmiany personalne, dotknęły one nawet bezpośrednio Kamińską. Pomimo jej ofiarności i zasług dla zespołu w połowie 1981 roku została – rzekomo ze względu na swój wiek – zmuszona do przejścia na emeryturę. Tak z dnia na dzień. Było dla wszystkich prawdziwym zaskoczeniem.

Ona sama bardzo to przeżyła. Była schorowana. Trudno stwierdzić, czy konieczność opuszczenia zespołu, któremu poświęciła dokładnie dwadzieścia osiem lat swojego życia, nie przyczyniła się do jej odejścia. Umarła w przeddzień uroczystości trzydziestolecia powstania Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, 30 czerwca 1983 roku, w wieku niespełna siedemdziesięciu lat. Pogrzeb odbył się w kaplicy cmentarnej przy ulicy Francuskiej w Katowicach.
Zapamiętam ją jako osobę nad wyraz skromną, życzliwą, serdeczną, która nie lubiła pozować do zdjęć, trudno odszukać jej fotografię. Nie miała też czasu, by zadbać o udokumentowanie swojej biografii oraz nadzwyczajnych osiągnięć, a także nagród, które otrzymywała.

Dowodem jej skromności może być pewne zdarzenie, które zaszło, kiedy toczyła się dyskusja nad projektem upamiętnienia w Koszęcinie zmarłej już wówczas Elwiry Kamińskiej. Odbywała się ona na zebraniu kierownictwa przy okrągłym stole konferencyjnym w holu, znajdującym się nieopodal salonu, gdzie mieszkała i pracowała przez dwadzieścia osiem lat.

Z inicjatywą uczczenia pamięci Kamińskiej wyszedł przewodniczący Niezależnego Samorządowego Związku Zawodowego „Solidarność” przy Zespole Pieśni i Tańca „Śląsk” Stanisław Kempa, który zaproponował ustawić jej popiersie w parku, w jednej z alejek. Rozpętała się burzliwa dyskusja, nawet ja się włączyłam i zaproponowałam coś bardziej odpowiedniego dla jej skromnej osoby – tablicę pamiątkową z wizerunkiem, która miałaby zostać przymocowana na ścianie zewnętrznej salonu, gdzie mieszkała. Dyrektor, Stanisław Tokarski, pracujący najkrócej z Elwirą Kamińską, też skłaniał się do tego pomysłu. Nagle zerwała się nad zamkiem wielka wichura. Błyskawice, grzmoty. Zgasło światło. To piorun trzasnął w ogromną, zabytkową, czteroramienną lipę z czasów Jana III Sobieskiego. Rozleciała się, pozostał tylko kawałek pnia. Wszyscy zaniemówiliśmy, popatrzyliśmy po sobie i myślę, że każdy z nas pomyślał to samo – to chyba znak, by zakończyć dyskusję o Kamińskiej.

Niemniej to właśnie wtedy, 13 sierpnia 1987 roku, została ustalona forma upamiętnienia Elwiry Kamińskiej. Tablica pamiątkowa na ścianie zewnętrznej jej salonu – skromny gest uznania za ogrom pracy włożonej w zespół – została odsłonięta w czasie uroczystości trzydziestopięciolecia powstania Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” 1 lipca 1988 roku. Było bardzo skromnie i smutno, bez przemówień, nikt z rodziny nie przybył. W „Dzienniku Zachodnim” tak opisano to wydarzenie:

Tablicę odsłonięto w sobotę, 1 lipca 1988 roku, podczas uroczystości trzydziestopięciolecia, poświęconą pamięci Elwiry Kamińskiej, współzałożycielce i choreografowi Zespołu „Śląsk”, współtwórczyni jego największych sukcesów.
Nie przestaję wspominać Elwiry Kamińskiej. Jako jej długoletnia współpracowniczka i powiernica podziwiam jej hart ducha, który ujawniał się podczas zmagań z trudami organizowania przedsięwzięć artystycznych i innymi problemami życia codziennego.

Szkoda, że jej układy taneczne oraz programy artystyczne nie zostały ujęte w formie publikacji przez jej wychowanków i następców. Choć mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tak się stanie.


Kazimiera Maria Pyka
długoletnia pracowniczka P.Z.L.P i T. „Śląsk” w Koszęcinie

tel. (034) 3576 038