Wspomnienie o Grażynie Toborowicz, mojej córce • Kazimiera Maria Pyka


Grażyna Toborowicz, w dniu ślubu

Chciałabym kilkoma słowami uczcić pamięć Grażyny Pyki-Toborowicz, długoletniej artystki solistki Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, choreografki, pedagoga wokalno-muzycznego, mojej jedynej córki.


fragment okładki

Koncertem w zamku w Koszęcinie, siedzibie „Śląska”, 21 września 2012 roku zainaugurowano świętowanie sześćdziesięciolecia powstania i pracy twórczej Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Kulminację obchodów roku jubileuszowego zaplanowano na 8 czerwca 2013 roku w Spodku w Katowicach.
Tych uroczystości nie doczekała moja córka, członkini drugiego już pokolenia artystów „Śląska”, która współtworzyła sukcesy zespołu w kraju i za granicą – Grażyna Pyka-Toborowicz, utalentowana artystka o niezwykłej wrażliwości, tancerka-śpiewaczka, solistka, członkini Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” przez ponad dwadzieścia lat, koszęcinianka.
A byłaby ważną postacią podczas tych wspaniałych obchodów, także dlatego, że od 2009 roku zajmowała stanowisko kustosza Izby Tradycji w „Śląsku”. Pewnie z zaangażowaniem przybliżałaby wszystkim wspomnienia i duchowe przeżycia, przywołując tym samym niezapomniane chwile sprzed lat. Tak jak przypominała je byłym artystom Zespołu „Śląsk” i ich rodzinom zwiedzającym wraz z nimi Izbę Tradycji. Szerokie zainteresowania Grażyny i jej doświadczenie w długoletniej pracy i uczestnictwie w „Śląsku” pozwalały jej przekonująco i ze znajomością folkloru prezentować wiedzę o działalności zespołu i śląskiej kulturze, o czym świadczą wpisy do Kroniki Izby Tradycji. Odwiedzający wystawę przyznali jej nawet tytuł Kustosza z Powołania.
Jednak nie dane jej było cieszyć się nowymi osiągnięciami z całym zespołem ani tak ważnym dla niego jubileuszem. Moja córka przegrała walkę z ciężką chorobą. Jej młode życie zgasło 31 stycznia 2012 roku. Przeżyła pięćdziesiąt cztery lata.
Współpracownicy „Śląska”, kiedy żegnali Grażynę na zawsze, pięknie ją wspominali, dziękując jej za dar artystycznej wrażliwości, za pasję i talent, z jakimi współtworzyła sukcesy Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Zapewniali, że na zawsze pozostanie w ich pamięci.






***
Grażyna Pyka-Toborowicz urodziła się 14 października 1957 roku w Lublińcu, w rocznicę ustanowienia Komisji Edukacji Narodowej w rodzinie o tradycjach nauczycielskich. Adolf i Hermina Szutowie, jej dziadkowie, tworzyli bowiem niemal od podstaw polskie szkolnictwo we wsi Cieszowa po powrocie Górnego Śląska do macierzy. Narodziny w takim dniu wróżyły według dziadków, że ich pierworodna wnuczka dołączy do ich pedagogicznego grona – od razu została „ustalona” przyszła profesja Grażynki.
Szczęśliwymi rodzicami zostali Kazimiera i Roman Pykowie, ja i mój mąż, a my paraliśmy się innymi zajęciami – ja pracowałam w Zespole Pieśni i Tańca „Śląsk” w Koszęcinie w dziale finansowo-księgowym, a mój mąż zajmował się rolnictwem jako agronom, zarządzał majątkiem w Państwowym Gospodarstwie Rolnym.
Można powiedzieć, że moja córka od dziecka wychowywała się w pobliżu sztuki, w atmosferze muzyki, śpiewu i tańca. Atmosfera sztuki wszechogarniała jej codzienny świat, co podkreśliła sama w jednym z wywiadów pod tytułem Od dzieciństwa marzyła mi się scena…. Udzieliła go jako pedagog wokalno-muzyczny zespołu folklorystycznego „Tęcza” prowadzonego w Gminnym Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Poczesnej.




Dzieciństwo 




Moja mama postanowiła, że będę uczęszczać na lekcje gry na fortepianie. To było okropne, to mozolne ćwiczenie. Jednak dzięki uporowi i konsekwencji ukończyłam szkołę muzyczną. Do tej pory praca mojego dzieciństwa i młodości daje mi satysfakcję i przynosi efekty.

Istotnie Grażynka dość wcześnie ujawniła swoje zdolności artystyczne, muzyczne i aktorskie. Bardzo lubiła występować na scenie ze swoimi wierszykami i robiła to swobodnie, bez tremy. Była dzieckiem zdolnym, szybko się uczyła. Wszędobylska, żywotna, istne żywe srebro. Wszystko ją interesowało.
Pewnego razu była u dziadków na wsi i przyglądała się pasącym się na łące owieczkom, które na widok skaczącego dziecka z wymachującymi rękami przestraszyły się i zaczęły po kolei beczeć w różnej tonacji. Be… be… be… Wtedy odwróciła się do babci i powiedziała:
– Babciu, ty wiesz, jakby to usłyszał pan Hadyna z Zespołu, to zaraz by napisał muzykę i słowa i chór by to śpiewał na scenie, a ja bym biła brawo.
Zadziwiające, że słowa małej dziewczynki niemal się ziściły, niemal, bo ona sama taką właśnie pasterską piosenkę będzie śpiewała po latach, już jako członkini chóru „Śląska”, często wspominając zieloną łąkę i pasące się tam stado owieczek.
Grażynka podczas pracy rodziców często przebywała z gromadką dzieci artystów pierwszego pokolenia Zespołu „Śląsk”. Kiedy w salach zamkowych odbywały się próby i koncerty, to, jak sama później mówiła: 

Zachwycaliśmy się pięknem i kolorystyką kostiumów, pięknymi głosami, wspaniałymi inscenizacjami oraz choreografią tańca. Te wrażenia z pewnością ukształtowały nasze przyszłe zainteresowania. Kiedy dorośliśmy, kilkoro z naszej dziecięcej grupy zostało zawodowymi artystami. 

Grażynka także.
Grupę dzieci z pierwszego pokolenia artystów tworzyło zaledwie kilkoro maluchów. Miały zorganizowane w zamku, siedzibie „Śląska”, przedszkole, nawet całodobowe, w którym opiekowano się nimi w czasie wyjazdów rodziców na koncerty. Grażynka również tam uczęszczała, zanim dostała się do przedszkola publicznego w gminie.






Działający wówczas Związek Zawodowy Pracowników Kultury i Sztuki organizował z różnych okazji dla dzieci wszystkich pracowników „Śląska” i ich samych imprezy oraz zabawy. Najbardziej atrakcyjny był czas Bożego Narodzenia: zjawiał się wówczas święty mikołaj w biskupich szatach, otaczały go anioły ze skrzydłami. Dzieci ustawione w dużym kole na powitanie śpiewały piosenki o mikołaju. A ten zasiadał przy choince aż pod sam sufit wysokiej i całej pięknie udekorowanej i czekał, aż mali artyści pochwalą się swoimi talentami. Wiedział bowiem, że dzieci były przygotowywane wcześniej do występów. Można było podziwiać popisy wokalne, recytacje wierszy oraz tańce w strojach uszytych tylko na tę okazję i do specjalnie wymyślonej choreografii. Oczywiście Grażynka zawsze brała w tym wszystkim udział. Była bardzo śmiała, uśmiechnięta, nie miała tremy.

Anioły rozdawały prezenty wszystkim dzieciom, które przyszły, uczestniczyły w zabawach i po prostu cieszyły się z bycia częścią tej zespołowej wspólnoty. Atmosfera tych spotkań była iście bajkowa. Zresztą wspominają o tym w wywiadach sami byli artyści „Śląska” i, przywołując czasy spędzone w zespole, opowiadają o spotkaniach opłatkowych i wigilijnych, wytwornych balach i wymyślnych dekoracjach – wszystko to zapewne było dla nich przeżyciem niepowtarzalnym.

Grażynka objawiała talent muzyczny, a dziecko z takimi zdolnościami należy posłać do szkoły muzycznej. Najbliższa znajdowała się w Lublińcu, gdzie musiała dojeżdżać autobusem lub pociągiem przez kilka kolejnych lat. Naukę w Społecznym Ognisku Muzycznym w sekcji fortepianu działu młodzieżowego rozpoczęła w 1970 roku i ukończyła ją w 1975 roku z wynikiem dobrym. Choć tak naprawdę naukę gry na tym instrumencie zaczęła znacznie wcześniej, w wieku siedmiu lat, prywatnie, z pedagogami w zamku, którzy wróżyli jej dobrą przyszłość w tej dziedzinie sztuki. W tym samym czasie co do szkoły muzycznej uczęszczała również do szkoły podstawowej w Koszęcinie.
Moja córka dużo ćwiczyła, więc szybko nauczyła się dość dobrze grać. Skoro tylko mogła się już popisać publicznie, zaczęła często występować z okazji różnych uroczystości w domu kultury, w szkole, jak również w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa. Raz zagrała nawet na organach trudny utwór sakralny w czasie mszy świętej wizytowanej przez biskupa katowickiego Herberta Bednorza. Proboszczem był wówczas ksiądz Tadeusz Fryc.
W szkole podstawowej Grażynka objawiła również inny swój talent, tym razem pedagogiczny. Poinformowała nas o nim jej wychowawczyni Aniela Pietrek. Opowiadała ona, jak jej podopieczna na przerwach ustawiała dzieci parami, a potem kazała im maszerować, sama zaś mianowała się ich przewodnikiem, jednocześnie organizując przy tym zabawę w formie egzaminu: zadawała dzieciom różne pytania i oczekiwała odpowiedzi, niczym nauczycielka w klasie.
W którejś klasie podstawówki, nie pamiętam już w której, moja córka poważnie zachorowała. Musiała pojechać na rehabilitację do ośrodka w Rabce. Oczywiście jako mała dziewczynka nie mogła się pogodzić z tym, że zostawiliśmy ją tam samą. Nie jadła, nie spała, płakała i bardzo tęskniła za domem. A wszystko do tego stopnia, że przerażeni opiekunowie wezwali nas, rodziców, aby przyjechać i uspokoić dziecko. Grażynka bardzo się ucieszyła, kiedy nas zobaczyła. Myślała, że ją zabierzemy. Dopiero po długiej rozmowie zrozumiała, że musi się leczyć, i już bez większych problemów została w ośrodku do końca roku szkolnego.
Była dzieckiem wrażliwym, koleżeńskim, o sercu czułym dla zwierząt. Zawsze miała jakichś zwierzęcych podopiecznych, najczęściej zajmowała się kotami i psami, które do niej lgnęły. Przynosiła je do domu i opiekowała się nimi. Była wtedy taka szczęśliwa. Mieszkaliśmy już wówczas w swoim własnym domu, od 1970 roku (wcześniej żyliśmy w mieszkaniu służbowym przydzielonym nam przez Zespół „Śląsk”), więc mogliśmy jej pozwolić na przygarnianie domowych zwierzątek.


Czasy licealne

Po ukończeniu szkoły podstawowej w Koszęcinie została przyjęta do Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza w Lublińcu. Zdała pomyślnie maturę, równocześnie ukończyła także szkołę muzyczną pierwszego stopnia. Postanowiła dołączyć do Zespołu „Śląsk”. Zgłosiła się więc na egzamin z nadzieją, że zostanie przyjęta.
Pedagog Anna Kościelniak, która w zespole pracowała z młodzieżą i która egzaminowała Grażynkę, stwierdziła, że mimo dobrego głosu nie może ona dołączyć do „Śląska”, gdyż brak jej odpowiedniego wykształcenia wokalnego.







Studia

Było mi żal córki. Pocieszałam ją, przekonując, że w takim razie trzeba kontynuować naukę. Nic innego nie można było zrobić. Grażynka swoją porażkę i rozczarowanie przekuła w sukces. Ze swoim sporym już dorobkiem artystycznym i zaangażowaniem społecznym pojechała do Kielc – w cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego nie było wówczas naboru studentów – zdawać na wychowanie muzyczne na Wyższej Szkoły Pedagogicznej i została przyjęta (a na jedno miejsce przypadało wówczas sześć osób!).
Zanim jeszcze rozpoczął się semestr na studiach nowo przyjęta grupa była zobowiązana odbyć w czasie wakacji praktykę robotniczą zorganizowaną przez uczelnię. Studenci rozpoczynający naukę w 1976 roku zostali przydzieleni do pracy w zakładach przetwórstwa owocowo-warzywnego w Pińczowie. Była to praca fizyczna, uciążliwa i nudna – stanie przy taśmie i wkładanie do słoików warzyw, i podawanie dalej, i tak przez osiem godzin, i tak codziennie. To dawało się we znaki, czas się dłużył.
Od października 1976 roku Grażynka zamieszkała w Kielcach na stancji (dopiero w połowie studiów przydzielono jej akademik). Opuściwszy Koszęcin na kilka lat, rozpoczęła życie w nowym środowisku.
Studia dzienne przebiegały pomyślnie, mogła więc równocześnie uczęszczać do średniej szkoły muzycznej na wydział wokalny, gdzie kształciła swój głos, co zgodnie ze słowami pedagog „Śląska” było konieczne, jeśli chciała śpiewać profesjonalnie.
Podczas studiów występowała w chórze uczelnianym koncertującym z orkiestrą symfoniczną z filharmonii. Wykonywała partie solowe w utworach kompozytorów kieleckich, Mirosława Niemirskiego i Karola Anbilda, takich jak choćby wokalno-instrumentalne Impresje Świętokrzyskie i inne. Była również wokalistką w zespole jazzowym, który brał udział w różnych uroczystościach uczelnianych i środowiskowych.

Obroną pracy magisterskiej ukończyła 12 lipca 1980 roku studia dzienne w Instytucie Wychowania Muzycznego na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach. Zakończyła także naukę w średniej szkole muzycznej na wydziale wokalnym. Tym samym zdobyła pełne przygotowanie do pracy pedagoga specjalisty, co jeszcze za dziecięcych lat wywróżyli jej dziadkowie Szutowie, choć nie doczekali już dni, kiedy mogliby na własne oczy oglądać osiągnięcia swojej wnuczki Grażynki.



Jako absolwentka szkoły wyższej otrzymała z Ministerstwa Pracy, Płac i Spraw Socjalnych oficjalne skierowanie do pracy od 1 września 1980 roku. Została oddelegowana, ze względu na miejsce zamieszkania, do Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, gdzie miała pracować w charakterze pedagoga. O tym przydziale wiedziała jeszcze przed ukończeniem studiów, jednak ponieważ nie chciała się zajmować nauczaniem, postanowiła spróbować spełnić swoje marzenie z dzieciństwa o występowaniu na scenie. Powiedziała do mnie i mojego męża:
– Moi kochani rodzice, ja nie będę uczyć, ja chcę sobie pośpiewać i zamieszkać z wami.
 Rozumieliśmy, o co chodzi. Była młoda, utalentowana, wykształcona w tej dziedzinie, atrakcyjna, słowem spełniała wszelkie warunki, by występować na scenie i śpiewać. Zgodziliśmy się z jej decyzją, tym bardziej że egzaminy do obu zespołów, „Śląska” i „Mazowsza”, odbywały się w czerwcu, samo przyjęcie następowało dopiero po wakacjach.
Na początku czerwca, jeszcze przed obroną pracy magisterskiej, pojechaliśmy na egzamin do Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”, do podwarszawskiego Karolina. Grażynka wprawdzie została przyjęta do zespołu, ale nie odczuwała z tego powodu zbytniego entuzjazmu. Mając do wyboru pobyt daleko od domu, w Warszawie, oraz ponowną próbę zdawania do „Śląska” i chłopaka w pobliżu, oznajmiła:
– Spróbuję jeszcze raz do „Śląska”.
Nie było to jednak takie proste.


Egzamin do „Śląska”


Najpierw nap
isała wniosek o przyjęcie na egzamin, który był zaplanowany przed wakacjami 1980 roku. Przystąpiło do niego czternaście osób z różnych stron Polski. Egzamin był bardzo trudny i szczegółowy. Pod uwagę brano rozmaite cechy i zdolności kandydata. Liczyło się nie tylko zaśpiewanie piosenki, ale także znajomość nut, słuch muzyczny, poczucie rytmu, umiejętność tańca, a nawet poruszanie się w kostiumach scenicznych, wdzięk, uroda i uśmiech. Tak szeroki zakres egzaminu był nowością. Nigdy też wcześniej ani później nie zebrała się tak wyjątkowa komisja egzaminacyjna: składała się z przedstawicieli Podstawowej Organizacji Partyjnej, Związków Zawodowych Pracowników Kultury i Sztuki i Inspektorów Grup Artystycznych oraz choreografki „Śląska” Elwiry Kamińskiej.
Siedziałam na tej sali jako widz, zresztą nie tylko ja, kto chciał i był zainteresowany egzaminem, mógł uczestniczyć w charakterze publiczności. Zjawiło się sporo osób – wszystkie miejsca siedzące w sali baletowej były zajęte.
Kolejny etap egzaminu, po zaliczeniu części wokalnej, prowadziła Elwira Kamińska, choreografka. Publiczność z uwagą przyglądała się przesłuchaniom, choć egzaminowanie wszystkich razem i każdego z osobna trwało dość długo. Kiedy wreszcie nastąpił czas ogłoszenia wyników choreografka „Śląska” oznajmiła, że wszyscy kandydaci zdali i dołączą do zespołu.
Tak po latach Grażynka wspominała swoje przesłuchanie do Zespołu „Śląsk”:

Egzaminowała mnie pani profesor Kamińska i nie miałam taryfy ulgowej, musiałam przejść przez wszystkie egzaminacyjne próby tak wokalne, jak dotyczące ruchu, prezencji.

Grażynka zdała egzamin i została przyjęta, dzięki swoim walorom, talentowi i ciężkiej pracy, którą włożyła, by być na scenie i współtworzyć sukcesy Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. 
Dyrektorem podpisującym angaż mojej córki był Lesław Sokorski, kierownikiem artystycznym i dyrygentem był wówczas Czesław Płaczek. Przyjęcie koszęcinianki, lokalnej dziewczyny, do zespołu początkowo było jednak pewnym zaskoczeniem w środowisku „Śląska” – wiadomo, nikt nie jest prorokiem we własnym kraju.
Zaraz po dołączeniu do zespołu polecono jej przygotować całą nowo przyjętą grupę do programu artystycznego „Śląska” w okresie zaledwie kilku miesięcy. Wykazała się i na tym polu, jako pedagog specjalista. Zdążyła ze wszystkim na wyznaczony termin. Nową grupę wraz z nią samą włączono do chóru – ich pierwszy koncert odbył się jeszcze w 1980 roku.
Grażynka zaledwie przez kilka miesięcy miała okazję pracować z Elwirą Kamińską, długoletnią choreografką „Śląska”. Znacznie dłużej, przez osiem kolejnych lat, współpracowała zgodnie i owocnie z jej następcą Michałem Jarczykiem oraz z dyrektorem Stanisławem Tokarskim. Zespół „Śląsk” osiągnął wówczas wiele sukcesów w kraju i za granicą, między innymi w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Francji.

Potem przyszły trasy koncertowe, lata na scenach całego świata.
Jest to wielkie szczęście w życiu – móc wykonywać zawód, który się kocha, robić to, co przynosi satysfakcję. 

Jednak blask sceniczny, wspaniały program, koncerty, cudowne sale, aplauz publiczności, podróże do różnych zakątków świata tworzyły tylko jedną, jaśniejszą stronę prawdy o występach. Jak mówiła Grażynka:

Patrząc na te piękne, estetyczne ruchy tancerzy, nie zdajemy sobie sprawy, ile trudu, ciężkiej, mozolnej pracy jest włożone, aby uzyskać końcowy efekt – lekkość, umiejętność wyrażania emocji ciałem. To bardzo, bardzo ciężka praca, wymagająca ogromnej kondycji, zdrowia i pasji. […] trzeba naprawdę dużo, dużo ćwiczyć, codziennie mozolnie pracować nad sobą, nad kondycją i ciągle się doskonalić, ponieważ scena wymaga wielu umiejętności.

 Na tę drugą stronę prawdy o występach zwracała też uwagę Elwira Kamińska, mówiąc, że trzeba wciąż udoskonalać swoje umiejętności, ponieważ scena wymaga ciągle czegoś nowego.
Grażynka była młoda, utalentowana, wykształcona, mogła więc poświęcać czas na doskonalenie swoich umiejętności zgodnie ze wskazówkami kierowników baletu i chóru. Codziennie przebywała na sali i ćwiczyła klasykę oraz taniec ludowy, jak również szlifowała swój śpiew. Długoletnim pedagogiem indywidualnym w Zespole „Śląsk” była Wiera Kudin-Kirykowicz (pseudonim Anna Poraj), śpiewaczka operowa, osoba nad wyraz pracowita, życzliwa wszystkim, szczególnie młodzieży. To ona przygotowywała partie solowe z Grażynką. Moja córka do każdego występu solo szykowała się bardzo rzetelnie. Miała piękny liryczny sopran, śpiewała z głębi serca. Ze wzruszeniem słuchało się jej wykonań. 


Od lewej: Kazimiera Pyka, Aleksandra Toborowicz, Grażyna Toborowicz

Rodzina

Wyszła za mąż za kolegę ze studiów Marka Toborowicza. Pobrali się 31 lipca 1982 roku (jubileuszu trzydziestolecia małżeństwa nie doczekała). Marek również zatrudnił się w „Śląsku”, w grupie pracowników technicznych. Razem wyjeżdżali na koncerty przez długie lata. W 1983 roku urodziła się im córeczka Aleksandra, dziewięć lat później na świat przyszedł synek Błażej. Tworzyli udaną, szczęśliwą rodzinę. Grażynka poświęcała jej całe swoje czułe serce.
O Aleksandrze, córce Grażynki, można również sporo usłyszeć i zachwycić się jej osiągnięciami. Od pierwszej klasy szkoły podstawowej była jedną z najlepszych uczennic, zdolna, pilna. Zdobywała przez cały okres nauki uznanie, podziw i nagrody. Uczyła się języków obcych, gry na fortepianie, próbowała pisać wiersze i scenariusze. Ukończyła Wydział Grafiki na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie obecnie pracuje jako asystentka w Pracowni Liternictwa i Typografii i przygotowuje się do obrony pracy doktorskiej. 
A syn Grażynki, Błażej, mój wnuczek, powiedział mi kiedyś:
– Babciu, a ty wiesz, że rośnie ci jeszcze jeden artysta? 
Błażej również ma zdolności muzyczne i plastyczne, ale wybrał inny kierunek kształcenia – rolnictwo, podobnie jak jego dziadek Roman. Obecnie jest studentem drugiego roku studiów na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. To znawca maszyn rolniczych. 


Zespół „Śląsk”

Powrócę teraz do losów ich matki, a mojej córki. Grażynka ze Stanisławem Hadyną zetknęła się dopiero, gdy wrócił do Zespołu „Śląsk” na stanowisko dyrektora artystycznego, 1 marca 1990 roku. Rozpoczął swoją pracę od przesłuchania chóru. Każdy głos indywidualnie. Był pod wielkim wrażeniem techniki śpiewu i barwy głosu Grażynki, o czym zresztą sam mi kiedyś powiedział. Wybrał ją więc na solistkę do wykonywania czteroipółminutowego utworu w jego programie Wielki Tydzień. Stabat Mater (muzyka: Stanisław Hadyna, solo: Grażyna Pyka-Toborowicz, 1998) i sam ją do tego przygotował. Grażynka wspomina w wywiadzie w Izbie Tradycji w 2010 roku, że:

[Stanisław Hadyna] jak pisał piosenkę, to pisał tę piosenkę dla danej osoby, która będzie ją śpiewała […]. Jak przyszedł po raz drugi, to też dobierał […] osoby do tych swoich piosenek. Ja bardziej śpiewałam ten repertuar klasyczny […]. Z profesorem  […] fajnie się współpracowało, i tak pozwalał sobie […] pośpiewać.

Śpiewała go na koncertach, kiedy wykonywano program pieśni pasyjnych i wielkanocnych. Istnieje nagranie z 1998 roku Wielkiego Tygodnia. Stabat Mater z solo mojej córki.


fot. Marek Toborowicz

Grażynka była zauważana i doceniana w „Śląsku”. Pracowała kolejne lata. W czasie jubileuszu czterdziestopięciolecia powstania zespołu otrzymała specjalne wyróżnienie – Srebrną Odznakę Honorową za zasługi dla województwa katowickiego, w tym między innymi za pracę społeczną. Niezliczoną ilość razy występowała bowiem podczas różnych uroczystości w domu kultury oraz na ślubach i pogrzebach w kościołach. 


Recital Cudze chwalicie, swego nie znacie…

Chciałabym tu wspomnieć zorganizowany przez Jana Myrcika w 1996 roku w Cen
trum Kultury Katolickiej przy kościele NSPJ koncert pod tytułem Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie, który promował utalentowane osoby pochodzące z Koszęcina. Na ich reprezentantów wybrano Grażynę Pykę–Toborowicz, solistkę „Śląska”, i Brunona Czaję, muzyka, pierwszego skrzypka orkiestry zespołu „Śląsk”. Koncert odbył się w kaplicy przykościelnej. Grażynka przy akompaniamencie śpiewała pieśni klasyczne, na przykład te z dorobku Fryderyka Chopina i inne. Występowała na przemian z wirtuozem skrzypiec Brunonem Czają. Zebrani słuchacze z uwagą i wzruszeniem przeżywali to niecodzienne spotkanie z poważnym, klasycznym repertuarem wykonywanym przez „swoich”. Grażynka opowiadała potem, że przed tym występem miała szczególną tremę – wśród „swoich” chciała zaśpiewać jak najpiękniej. Tak właśnie się stało. Po koncercie oboje zebrali gorące brawa i gratulacje.

Niestety wszystko, co dobre i szczęśliwe, szybko mija. Po dwudziestu latach pracy, w wieku czterdziestu jeden lat, Grażynka przeszła na emeryturę, co zbiegło się w czasie ze śmiercią Hadyny w 1999 roku. (Zawód tancerza – a status artysty miała potwierdzony oficjalnie: była członkinią Związku Artystów Scen Polskich – zaliczał się do rodzaju prac wykonywanych w „szczególnych warunkach”, a także uprawniał do wcześniejszej emerytury). 

Jednak po dwudziestu latach pracy emerytura była bardzo niska, także i ze względu na to, że choć występowanie w „Śląsku” dostarczało dużo przyjemności i było realizowaniem swoich pasji, to wiązało się raczej z ofiarnością ze strony artystów niż z jakimś znacznymi korzyściami finansowymi. Nikt nie pytał, ile dostanie za swoją pracę, tylko czy w ogóle będzie mógł pracować na scenie.

Mimo opuszczenia Zespołu „Śląsk” Grażynka nie została bez zajęcia. Praca ją kochała – od razu miała kilka propozycji, ale niestety poza Koszęcinem, z koniecznością dojazdu. Na początek, od 1 września 1999 roku, postanowiła objąć stanowisko pedagoga w Społecznym Ognisku Muzycznym w Lublińcu, gdzie niegdyś sama zdobywała swoją wiedzę muzyczną. Nauczała śpiewu solowego. Z tej pracy jednak zrezygnowała z dniem 30 czerwca 2000 roku, ponieważ niemal równocześnie, od 2 października 1999 roku, zaczęła prowadzić w Gminnym Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Poczesnej dziecięcy zespół folklorystyczny pieśni i tańca oraz zespół śpiewaczy. Zajęcie to wymagało ogromnego zaangażowania i pochłaniało wiele czasu. Jednak ceniła je bardzo, gdyż była to praca twórcza, która pozwalała na realizację jej artystycznych pasji, zwłaszcza że tworzyła zespół od podstaw.


Zespół „Tęcza”


Dla Zespołu Pieśni i Tańca „Tęcza” przygotowywała opracowania muzyczne i układy taneczne. Wyreżyserowała program na IV Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne „Z daleka i bliska” w 2001 roku, w których wzięły udział zespoły folklorystyczne z różnych krajów. („Tęcza” uczestniczyła później w tych spotkaniach już co roku). Sam dobór repertuaru, jak również jego wykonanie przez zespół okazało się dużym sukcesem. Podopieczni Grażynki wraz z nią samą zostali zaproszeni przez Zespół „Wilenka” na IX Festiwal Kultury Polskiej „Kwiaty Polskie” odbywający się na Wileńszczyźnie. Tym samym już 3 maja 2002 roku Grażyna ze swoją „Tęczą” wyjechała na kilka dni na Litwę, na ich pierwszy wspólny występ zagraniczny. Była przeszczęśliwa i dumna, gdyż jej dziecięcy zespół folklorystyczny przyjęto z wielkim aplauzem. Niedługo później, w czerwcu 2002 roku, „Tęcza” wzięła udział w I Przeglądzie Dziecięcych i Młodzieżowych Zespołów Artystycznych Powiatu Częstochowskiego „Złota Lilia” i zdobyła pierwsze miejsce. To tylko niektóre z osiągnięć tego zespołu. Występy „Tęczy” cieszyły się dużym powodzeniem, a sam zespół wraz z Grażynką, ich pedagogiem, zasypywano samymi miłymi słowami.
W Gminnym Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Poczesnej moja córka pracowała przez kilka lat, do 2005 roku. Ośrodek ten otrzymał w tym czasie wiele pochwał ze strony środowisk wiejskich odnośnie do swojej działalności popularyzującej kulturę ludową (kierowała nim wówczas Teresa Nienartowicz). Grażynka zdobyła więc uznanie także na tym polu i otrzymała nowe propozycje pracy, na przykład w częstochowskim Regionalnym Ośrodku Kultury. Prowadziła tam warsztaty folklorystyczne z zakresu choreografii i wokalu. Miała już wtedy ukończony kurs instruktorski, równorzędny ze średnim wykształceniem specjalistycznym z dziedziny tańca (dyplom z notą bardzo dobrą został jej wydany przez Nowohuckie Centrum Kultury w 2005 roku w Krakowie).


Zespół Pieśni i Tańca „Koziegłowy”

Równocześnie została zatrudniona w Miejsko Gminnym Ośrodku Promocji Kultury w Koziegłowach jako choreograf tańca ludowego. Prężnie działający na terenie powiatu myszkowskiego pod dyrekcją Marii Teresy Żarskiej ośrodek dawał możliwość nie tylko pokierowania tamtejszym zespołem, ale i rozbudowania go – do uczestnictwa zgłosiła się bowiem duża liczba młodzieży i seniorów.

Grażynka podzieliła wszystkie chętne osoby na trzy grupy, dziecięcą, młodzieżową i seniorów. Powstał zespół kilkupokoleniowy, który liczył w sumie dwadzieścioro pięcioro członków, oraz kapela. Dla każdej z grup oddzielnie opracowywała program, układy tańca, partie śpiewane, a także stroje ludowe. Potem odbywała się mozolna praca z zespołem: wpierw nauka przez ciągłe ćwiczenia, następnie powtarzanie z akompaniamentem kapeli, wreszcie łączenie wszystkich elementów w atrakcyjną całość za pomocą reżyserii. Cały włożony trud zaowocował tym, że moja córka stworzyła okazały zespół, który osiągnął wiele sukcesów i zyskał uznanie publiczności. Była też bardzo lubiana przez swoich podopiecznych, miała szczególnie dobry kontakt z młodzieżą. Młodzi członkowie Zespołu Pieśni i Tańca „Koziegłowy” wspominali, że:

[…] właśnie za przyczyną pani choreograf, Grażyny Pyki-Toborowicz, zespół zdołał tak wiele osiągnąć. Potrafiła w nas, młodych ludziach, zaszczepić chęć kultywowania folkloru przez taniec i śpiew. Zdołała powołać do zespołu wiele młodych osób pomimo [ich] oporów. Zaraziła nas swoją pasją i miłością do tańca i śpiewu. Prace warsztatowe prowadzone przez panią Grażynę były dla nas dużą przyjemnością, dlatego z chęcią w nich uczestniczyliśmy. […]

Zespół Pieśni i Tańca „Koziegłowy” brał udział w wielu różnych imprezach, między innymi wielokrotnie uczestniczył w Międzynarodowym Festiwalu Folklorystycznym „Z daleka i bliska”, na którym co roku występował z nowymi opracowaniami układów tańca i śpiewu. Zawsze oglądano go z bardzo dużym zainteresowaniem i przyjmowano z aplauzem. 
Na VII Jurajskim Festiwalu Folklorystycznym w Kłobucku zdobył wyróżnienie. Zespół młodzieżowy tańca ludowego zajął pierwsze miejsce na XIII Zlocie Młodzieży Związku Gmin Jurajskich. Zespół Pieśni i Tańca „Koziegłowy” został zaproszony wraz z reprezentantami gminy na uroczystość oficjalnego otwarcia Światowego Kongresu Rolników, który odbył się w dniach 4–6 czerwca 2008 roku.
Na Sali Kongresowej w Warszawie obecni byli przedstawiciele rządu i parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej oraz działacze polskich organizacji rolniczych. Patronat honorowy objął premier Donald Tusk i minister rolnictwa Marek Sawicki. Na kongres przybyli reprezentanci tysiąc stu piętnastu organizacji z osiemdziesięciu ośmiu krajów świata.
Przedstawiciele gminy Koziegłowy uczestniczyli w powitalnym przyjęciu w Łazienkach, a Zespół Pieśni i Tańca „Koziegłowy” zaprezentował swój popisowy program w amfiteatrze, wywołując głośny aplauz publiczności. Dla reprezentantów gminy oraz dla zespołu udział w uroczystości otwarcia kongresu był niezapomnianym przeżyciem i wyróżnieniem. Wszyscy oni czuli się ogromnie zaszczyceni, że znaleźli się w gronie gości zaproszonych na tak prestiżowe wydarzenie.
Długo by jeszcze wymieniać inne ważne, krajowe i zagraniczne, występy, udziały w konkursach i nagrody zdobyte przez Zespół Pieśni i Tańca „Koziegłowy” pod kierownictwem Grażynki. Może więc wspomnę tylko jeszcze jedno osiągnięcie: widowisko wystawione w domu kultury, które zostało samodzielnie opracowane i wyreżyserowane przez moją córkę, a wykonane przez wszystkich członków zespołu włącznie z nią samą – Śląskie wesele. Grażynka włożyła w ten spektakl dużo inwencji twórczej: wymyśliła i zbudowała scenografię oraz zaprojektowała i wykonała stroje. Praca nad tym widowiskiem całkiem i na długo ją pochłonęła. Poświęciła wiele swojego czasu, wolnych wieczorów, trudu. Ale w efekcie przedstawienie pod względem artystycznym stało na wysokim poziomie. Zadedykowane zostało dyrektor ośrodka Marii Teresie Żarskiej, która niedługo potem, w 2008 roku, odchodziła na emeryturę. Śląskie wesele spodobało się bardzo zebranej publiczności i zaproszonym przedstawicielom władzy samorządowej.
Trzeba wspomnieć, że cały czas mimo swoich innych zajęć moja córka była zapraszana do jury przeglądów, konkursów oraz festiwali jako doświadczona artystka i znawczyni swej dziedziny sztuki, szczególnie zaś folkloru. Miała niezbędne kwalifikacje w zakresie muzyki, śpiewu i choreografii.



Zespół Starzyk

Chciałabym tu jeszcze dodać, że podczas swojej pedagogicznej kariery Grażynka nie zerwała całkowicie ze śpiewem – dołączyła do zespołu biesiadnego Starzyk, składającego się z trójki solistów Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Opracowywała tam i ustalała program śląski i biesiadny. Starzyk cieszył się dużym zainteresowaniem w środowisku. Zapraszano go często z okazji różnych uroczystości prywatnych oraz publicznych i społecznych, urządzanych na stopniu powiatowym, a nawet wojewódzkim. Występował na przykład co roku z okazji Dnia Lasu, święta organizowanego przez Okręgowy Zarząd Lasów Państwowych z siedzibą w Katowicach oraz przez inne instytucje. Zespół biesiadny Starzyk otrzymał wiele pochwał i nagród, między innymi 15 sierpnia 2004 roku za zasługi dla Ligi Ochrony Kraju Okręg Śląski.
Grażynka z czasem zrezygnowała z występowania – po raz ostatni można było usłyszeć jej śpiew w kościele NSPJ podczas pogrzebu Marka Schiewe 17 lipca 2010 roku. Wykonała wówczas wzruszające pieśni sakralne, w tym przepiękne Ave Maria Franciszka Schuberta. Potem nie chciała już więcej śpiewać.




Kustosz w Izbie Tradycji


W 2009 roku Grażynce zaproponowano stanowisko kustosza w Izbie Tradycji, w związku z tym zrezygnowała z pracy w gminnych ośrodkach kultury i powróciła po latach do swego macierzystego środowiska w Zespole Pieśni i Tańca „Śląsk”. Adam Pastuch, ówczesny dyrektor, powierzył jej zorganizowanie ekspozycji w Izbie Tradycji, wpierw jednak musiała uporządkować i przygotować ogromny materiał archiwalny. Czego tam nie było: dokumenty, zdjęcia, pamiątki, rekwizyty – słowem zbiory całego artystycznego dorobku Zespołu „Śląsk” od jego powstania w 1953 roku do chwili obecnej. Zakładała albumy, kroniki, porządkowała pamiątki i dokumenty, wypełniała gabloty nagrodami, medalami i wszystko to katalogowała. W tej pracy również wykazywała się inwencją twórczą, zaangażowaniem i poświęceniem: aby zaprezentować różne ciekawe zdjęcia opowiadające historię zespołu, co roku organizowała wystawy o nowej treści. Swoje obowiązki wykonywała odpowiedzialnie i sumiennie. Dzięki temu jej działania spotykały się z uznaniem. Niemniej jednak w celu uzupełnienia wiedzy o tej nowej dla siebie profesji zgłosiła się w 2009 roku na kurs archiwistów prowadzony przez kierownictwo studiów podyplomowych Ochrony Informacji Niejawnych i Administracji Bezpieczeństwa Informacji na Uniwersytecie Śląskim. Po ukończeniu go egzaminem stała się w pełni wykwalifikowanym pracownikiem na swoim nowym stanowisku.


W Muzeum Zespołu Śląsk
Jak się okazało, z opracowań zebranych materiałów źródłowych znajdujących się w Izbie Tradycji mogli skorzystać studenci piszący prace o Zespole „Śląsk”. W gromadzeniu wiedzy i dokumentów zawsze chętnie pomagała im Grażynka, za co byli jej bardzo wdzięczni.  Na przykład ksiądz Kazimierz Musioł, absolwent Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego i autor pracy magisterskiej Aspekty sakralne i opracowania muzyczne w działalności Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Hadyny na początku swojego studium złożył piękne podziękowania:

[Dziękuję] dyrekcji, poszczególnym osobom, także szczególnie dziękuję pani Grażynie Pyce-Toborowicz, kustoszowi zespołowego muzeum, za ogromne zaangażowanie i wiele ofiarności w wyszukaniu i udostępnieniu potrzebnych materiałów.

Z czasem Izba Tradycji została ogólnie udostępniona i stała się atrakcją dla sympatyków Zespołu „Śląsk”, a Grażynka, jako kustosz, dostawała same pochwały. Prezentowała zwiedzającym z wrodzoną elokwencją zebrane materiały i eksponaty. (Został nagrany krótki film, Rozmowa z kustoszem muzeum – Izba Tradycji Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w roku 2010, na którym można zobaczyć, jak moja córka oprowadzała odwiedzających muzeum). Bardzo ciepło wyrażała się o twórcach „Śląska” Stanisławie Hadynie i Elwirze Kamińskiej, którzy mieli osobne, wypełnione pamiątkami gabloty umieszczone w widocznym punkcie Izby Tradycji. W muzeum znajdowało się także miejsce poświęcone profesorowi Adolfowi Dygaczowi, konsultantowi etnograficznemu założycieli zespołu na początku jego istnienia. W jego gablocie eksponowano stare szklane instrumenty oraz książki ze zbiorami pieśni ludowych z ziemi śląskiej.
Grażynka potrafiła zainteresować gości muzeum ciekawymi wydarzeniami, o wielu z nich miała miłe wspomnienia z czasów, kiedy jeszcze była chórzystką „Śląska”. Z dumą mogła opowiadać o sukcesach artystów, którzy już odeszli, a których znała od dziecka.


Życie jej właściwie od urodzenia było związane z tym zespołem, najpierw ze względu na moją pracę, potem zaś szczęśliwie ze względu na to, że sama stała się częścią „Śląska”. Nawet ostatnie pożegnanie Grażynki odbyło się z udziałem zespołu – w czasie uroczystości pogrzebowych chór Zespołu „Śląsk” przypomniał żałobnikom przepiękne pieśni, które niegdyś śpiewała.


***

Grażynka zmarła w szpitalu w Gliwicach 31 stycznia 2012 roku w wieku pięćdziesięciu czterech lat. Pochowana została przy kościele Świętej Trójcy w Koszęcinie 4 lutego 2012 roku.


Jako mama jestem dumna ze swojej córki, kochanej i niezapomnianej, która mając tak mało czasu, tak wiele zrobiła. Skromna, odpowiedzialna i szlachetna. Można było na niej zawsze polegać, zawsze zaufać. Pozostawiła po sobie dobre wspomnienie.

***

„Trudno żegnać na zawsze kogoś bliskiego, kto jeszcze mógł być z nami”.


2010 r., w Krakowie



Fragment książki "Śląskie wspomnienia" – "Wspomnienie o Grażynie Toborowicz, mojej córce".